Dołączył: 21 Gru 2006
Posty: 1177
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: lubuskie
|
|
"Dziennik Polski", 15 stycznia 2015, rozmawiał Paweł Gzyl
Rozmowa z Siczką, wokalistą i gitarzystą zespołu KSU o jego nowej płycie „Dwa narody”
– Koleżanka przywiozła mi niedawno z wyprawy piwo o nazwie... „KSU” z Twoim zdjęciem na etykiecie. Otworzyłeś własny browar?
– (śmiech) Nie. Od pewnego czasu próbuję różne piwa regionalne. I okazało się, że najbardziej podchodzi mi raciborskie. Zacząłem je więc sprowadzać w dużych ilościach do Ustrzyk. Prezes tamtejszego browaru dowiedział się o tym i zaproponował mi wypuszczenie specjalnej serii firmowanej przeze mnie. I takie piwo jest w sklepach od połowy lipca ubiegłego roku. A ta etykieta ma formę naklejki – możesz więc ją oderwać i umieścić w dowolnym miejscu.
– Kiedyś byłeś miłośnikiem słynnego „jabola”. Co się stało, że przestawiłeś się na piwo?
– Od „jabola” straciłem połowę zębów. Dlatego już od 1990 roku nie piję tego świństwa. Przerzuciłem się na piwo i bardzo sobie to chwalę.
– Wspomniane piwo „KSU” świadczy, że jesteś dzisiaj autentycznym symbolem Ustrzyk i Bieszczad.
– To jest trochę uciążliwe. Miejscowi co prawda znają mnie od dawna, kto więc chciał pogadać, to już pogadał. Ale gorzej z turystami. Dopytują się, gdzie mieszkam, a potem przychodzą, żeby sobie zrobić ze mną zdjęcie albo poprosić o autograf na płycie. Czasami trafiają się nawet całe wycieczki. Jedna przyniosła mi cały stos prezentów – beczkę piwa, koniak i słodycze. Ustawili się rządkiem na klatce schodowej – no to musiałem ich wpuścić. Siedzieli potem kilka godzin i pili. To już było trochę za dużo tego dobrego.
– Miejscowi politycy nie chcą wykorzystać Twojej popularności w swoich celach?
– Niedawno padła taka propozycja. Niezależni kandydaci chcieli wykorzystać piosenkę „Moje Bieszczady” w swojej kampanii wyborczej. No to się zgodziłem, bo to byli sami znajomi i wiedziałem, że to uczciwi ludzie. Sam jednak nie zamierzam nigdy kandydować. Nie mam do tego głowy.
– Nowa płyta KSU nosi tytuł „Dwa narody”. Piosenka, z której go zaczerpnięto opowiada o podziale Polaków na sympatyków PiS i PO. Odczuwasz to w Ustrzykach?
– Nikt z moich przyjaciół nie należy do tych partii. To nie ten poziom. A miejscowi działacze są trochę inni niż ci w sejmie. Na lokalnym poziomie łatwiej się im dogadać. Dlatego w Ustrzykach nie ma takich wojen, jak na górze. Ale z telewizora ciągle wylewa się nienawiść.
– W Bieszczadach są też dwa inne narody: Polacy i Ukraińcy. Czuć tam jeszcze echa powojennych konfliktów?
– Już nie. Bo starsze pokolenie, które pamięta tamte historie, powoli wymiera. Młodzi o tym w ogóle nie myślą. Chcą się wzajemnie przyjaźnić, bo to ułatwia stosunki. Kiedy Ukraińcy przyjeżdżają do Bieszczad na handel i do pracy, mieszkają u miejscowych Polaków i wszystko jest w porządku.
– Jak odbiły się na tej sytuacji wydarzenia na Majdanie?
– Właściwie to nijak. Bo do nas przyjeżdżają Ukraińcy, którzy mieszkają przy polskiej granicy. Oni się nie wtrącali w to, co działo się w Kijowie. Ale Ruskich się boją. Bo z nimi nigdy nic nie wiadomo.
– Na „Dwóch narodach” pojawiło się sporo dźwięków etnicznych. Skąd ten pomysł?
– Słucham różnej muzyki. Najmniej punka, bo nic nowego się nie dzieje w tym gatunku. Ostatnio trafiłem na fajne zespoły folkowe, choćby Hednigarnę, które mają dobrą energię. Dlatego wprowadziłem do nagrań KSU nowe instrumenty: skrzypce, flety, harfę. Nie wszystkim się to spodobało.
– Sporo śpiewasz na płycie o wolności. Czujesz się wolnym człowiekiem?
– Niby tak, bo Bieszczady dają człowiekowi oddech. Ale tak jak każdy mam ciągle jakieś problemy. Cztery lata temu wpadłem z jedną laską i ona ciągle chce ode mnie wyłudzić większe pieniądze. Nie wystarczają jej alimenty, które płacę. Atakuje nawet moją menedżerkę.
– To znaczy, że doczekałeś się potomstwa?
– No tak, mam syna. Ale nie mam z nim żadnego kontaktu. Bo nie będę chodził na melinę do jego matki, żeby się nie wplątać w coś gorszego. Jeszcze mnie do sądu poda! Może kiedyś to się jakoś ułoży.
|
|